Shin Megami Tensei V – pierwsze wrażenia

» Gaming, Polski

Pokemony dla dorosłych (nie, nie w takim znaczeniu) powracają na konsolę Nintendo. Jak Atlus poradził sobie z pierwszym od dłuższego czasu wydaniem MegaTena na konsolę (przynajmniej częściowo) domową? Moje pierwsze odczucia publikuję po 18 godzinach, czyli wedle informacji internetowych, przed połową rozgrywki.

Zacznijmy od pozytywów. Role-playowanie długo-niebieskowłosego femboya to najlepsza rzecz na świecie od czasu mleka w tubce, i nie ma nawet o czym dyskutować.

Łączenie (ang. fusion) demonów sprawia ogromną radość i jest wciągające. Ponieważ demony mogą dziedziczyć umiejętności, trzeba do fuzji podchodzić z głową. Jeśli bawiliście się kiedyś w ewolucje Pokemonów, to bierzcie w ciemno! Nie bez powodu mamy aż cztery poziomy trudności, gdzie już drugi potrafi skopać zad - wyższe polecam fanom MegaTena i masochistom.

Demony należy traktować z szacunkiem. Na pewno nie wejdą do Pokeballa.

Każdy demon jest pięknie zanimowany. Wiele ma unikalne ataki ze specjalną, rozbudowaną sekwencją. Żal było mi rozstawać się z niektórymi demonami o świetnej aparycji, gdy był już czas przeznaczyć je na fuzję, ale szybko znajdowałem sobie nowych faworytów.

To uczucie, kiedy musisz przeznaczyć swoją ulubioną, drącą japę laskę na przemiał.

I tutaj niestety zaczyna się problem. Mam wrażenie, że ktoś wpakował cały budżet w demony, a na resztę świata przedstawionego już zabrakło. Każda lokacja Da'at, czyli postapokaliptycznego Tokio jest z grubsza do siebie podobna i mogłoby to być każde miasto na świecie - parę budynków przysypane piaskiem.

W Shin Megami Tensei IV uwielbiałem to, że faktycznie można było się tam poczuć jak mieszkaniec Tokio. Każda dzielnica wygląda jak z rzeczywistości i faktycznie odwiedzamy prawdziwe lokacje - a to mimo bardzo ograniczonej grafiki konsol Nintendo 3DS. W SMT5 ta tradycja została niestety zaprzepaszczona. Co więcej, jak na razie odnoszę wrażenie, że im dalej, tym gorzej. Przez to nie ma też zbytniej różnicy między graniem przenośnym a na telewizorze.

Tak wygląda w zasadzie całe Da'at – ewentualnie zamień pociąg na samochodziki.

Historia też, że pozwolę sobie tak się wyrazić, dupy nie urywa. Większość bossów cuchnie mi przedłużaniem rozgrywki na siłę i nie ma żadnego znaczenia w historii. Zobaczymy, jak dalej. Muzyka jest monotonna i przez pierwsze 18 godzin niewiele się zmieniła.

Podsumowując, mamy to co zawsze silne w MegaTenie, czyli system mechanik. Niestety jednak, jeżeli nie należy on do Twoich ulubionych, to 60 godzin rozgrywki zmęczy Cię pożądnie.

6/10